Zapasy w stylu wolnym




Tytuł: "FOXCATCHER"
Gatunek: Dramat, Biograficzny, Sportowy
Reżyseria: Bennett Miller
Premiera: 09.01.2015
Produkcja: USA
Obsada: Steve Carell, Channing Tatum, Mark Ruffalo i inni
Ocena: 5/10









Mozolny film „Foxcatcher” w reżyserii Benneta Millera daje dużo do myślenia. Niewypowiedziane zdania, niedociągnięte słowa, zanik więzi rodzinnych, sława, kulisy zapasów to bardzo pojemny dramat sportowy. Przed projekcją w gratisie do biletu powinni serwować mocną kawę.


Złośliwi powiedzą, że jest on nudny i nie ma nic wspólnego z rasowym dramatem sportowym. Czy te przytyki mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości? Niektórzy mogli poczuć się dotknięci, że po „Moneyball” Bennet Miller nie potrafił pokazać nic ponad cierpkiej historii opartej na faktach i to w zasadzie nie do końca. Film w swoim punkcie kulminacyjnym niebezpiecznie przyspiesza w czasie i zdarzenia, które miały miejsce kilka lat później, tu ukazane są jako następujące po sobie.

Mogłaby być to pełna pasji, charakteru opowieść o zapaśnikach, lecz reżyser postawił na dość spokojny rozwój akcji i psychologiczne podejście, a najbardziej mięsisty jest koniec filmu. Tak poprowadzona akcja pozwoliła na pokazanie relacji międzyludzkich, które są tutaj najważniejsze. Nie sport, a właśnie one. Po jednej stronie maty mamy zakompleksionego zawodnika zapasów – Marka (Channing Tatum), który ciągle żyje w cieniu swojego starszego brata Dave (Mark Ruffalo), mimo że zdobył złoty medal olimpijski. Po drugiej stronie znajduje się ekscentryczny milioner (Steve Carell), który pragnie sukcesu, a także jak mały chłopczyk chce zobaczyć w oczach swojej matki dumę.

Na niekorzyść całego obrazu działa sztywny, zakompleksiony, małomówny główny bohater grany przez Channinga Tatum. To mój największy zarzut do tego filmu. Jego wybór jest nie do końca przemyślany, ponieważ zupełnie nie pasuje do całego obrazu i znika pomiędzy Steve’m Carellem, a Markiem Ruffalo. Tatum utknął pomiędzy tymi dwoma, rasowymi aktorami i nie potrafił unieść swojej roli. Właściwie całość trzyma się dzięki Steve’mu Carellowi, pod którego wrażeniem ciągle pozostaje. Stworzył postać niejednoznaczną – zakompleksioną, pragnącą sławy, ponadto zadufaną, z wygórowanym zdaniem o sobie.

Oglądając „Foxcatchera” ciągle się na coś czeka, najpierw by nieco przyspieszył, określił się, a później na napis „THE END”. Jednakże proces zgłębiania psychologizmu postaci, w szczególności Johna du Ponta jest miernikiem jakości tego obrazu. Ten element filmu jest z całą pewnością najważniejszy i na nim skupił się reżyser. Sieć powiązań, relacje między bohaterami, ich skomplikowana psychika i sposób widzenia rzeczywistości, stanowią podstawę tego obrazu. Jednakże sposób w jaki poszczególni aktorzy podeszli do swojego zadania jest dyskusyjny. Z całą pewnością nie zobaczyłabym go po raz drugi dla Channinga Tatuma, ale dla Steve’a Carella już jak najbardziej tak!

„Foxcatcher” jest dla tych, którzy uwielbiają czytać między wierszami, dopatrują się głębi w postaciach i kochają formę slow-cinema. Tym, którzy cenią w filmach dynamizm, wartką akcję odradzam pójście do kina. 




Autorka: Ania W.

Share this:

CONVERSATION

3 komentarze: